AKTUALNOŚCI

AKTUALNOŚCI

Wbijajcie do naszej paczki

ARKADIUSZ JAKUBIK, człowiek wielu talentów, które w tym roku wyjątkowo intensywnie odkrywaliśmy na Festiwalu Dwa Brzegi, mówi o swojej muzyce i o tym, dlaczego definicja zespołu DR MISIO warta była pół miliona.

Jacek Słowik: Nie jest pan po raz pierwszy na Festiwalu Dwa Brzegi, ale teraz odwiedza pan go w trzech osobach: jako bohater cyklu „I Bóg stworzył aktora”, Szatan na Kabatach i Dr Misio.

Arkadiusz Jakubik: Najlepiej pamiętam chyba rok 2010, kiedy przyjechałem tutaj z „Prostą historią o miłości”, moim debiutem reżyserskim. To moje ukochane dziecko, film niezależny od początku do końca, który zrobiliśmy za własne pieniądze. Grażyna Torbicka była pierwszą osobą, a Dwa Brzegi pierwszym festiwalem, który zauważył i zaprosił „Prostą historię o miłości”. Druga edycja jaką pamiętam to ta z 2013 roku, podczas której wystąpiłem w Kazimierzu z moim zespołem Dr Misio. W trakcie koncertu na dziedzińcu Domu Architekta wydarzył się pewien nieszczęśliwy wypadek. Wskoczyłem między entuzjastycznie reagującą publiczność i nie zauważyłem, że na środku stoi fontanna. Nastąpiło spotkanie mojej prawej nogi z betonem. Dokończyliśmy koncert, bo zadziałała adrenalina, ale jak koledzy z zespołu zobaczyli moją w zastraszającym tempie puchnącą nogę, żarty się skończyły. Nie było bisów, za to przyjechała karetka pogotowia. Na szczęście skończyło się na niegroźnym urazie.

Z zespołem Dr Misio gra pan dziesięć lat, więc jest pan przyzwyczajony do występów i tremy. A podczas tegorocznego koncertu Arkadiusz Jakubik Solo – Szatan na Kabatach był pan mocno zestresowany.

Dla mnie stres jest nieodłącznym elementem każdego koncertu, spektaklu, sceny filmowej. Jeżeli przyjdzie dzień, w którym nie będę czuł tremy związanej z występem, to będzie znak, że czas na urlop. To, czego się bowiem boję i przed czym z całych sił uciekam to rutyna i przekonanie, że „ja to kręcę w lewej ręce”. Dlatego wciąż szukam nowych wyzwań. Chcę czuć niepokój, niepewność, czy to co wymyśliłem zadziała, czy się w tym sprawdzę.

Kojarzy się to ze sportowcami ekstremalnymi. Tam chodzi o adrenalinę, ale u nich jest to pewien rodzaj uzależnienia od poszukiwania kolejnych granic do przekroczenia i emocji z tym związanych.

Wszystko w czym biorę udział – to dla mnie sporty artystyczno-ekstremalne. Jestem w jakimś sensie uzależniony od adrenaliny i endorfin, które organizm wytwarza choćby w trakcie koncertów, gdy wpadamy w rodzaj transu i zaczynamy unosić się kilka centymetrów nad ziemią. Tuż po występie z „Szatanem na Kabatach” tutaj, na Festiwalu Dwa Brzegi, już myślałem o koncercie zamykającym wydarzenie, czyli występie Dr Misio na Zamku w Kazimierzu.

Czy można znaleźć jakąś wspólną płaszczyznę dla aktorstwa i muzyki?

To są dwie planety zupełnie do siebie nieprzystające, a wręcz byty nielubiące się wzajemnie i zazdrosne o siebie. Wcale mnie to nie dziwi. Świat muzyczny nie lubi aktorów, którzy biorą się za muzykę, bo uważają to za jakąś ich fanaberię. Podobnie jest ze światem muzyków, chcących zrobić karierę aktorską. I aktorzy z ogromnym dystansem patrzą na takie próby, bo przecież nikt z nich nie kończył szkoły teatralnej itd. Sam nie widzę w tym problemu, bo najważniejszy nie jest dyplom tej czy innej placówki, tylko to, co się ma w głowie i sercu. Udanie te dwa światy łączy na przykład Jared Leto.

Dla aktora Arkadiusza Jakubika muzyka fanaberią nie jest?

Kiedy z gitarzystą Pawłem Derentowiczem zakładałem Dr Misio i graliśmy pierwsze koncerty, to myśli pan, że ktokolwiek przychodził nas posłuchać? Publiczność chciała zobaczyć „małpę Jakubika”, tego śmiesznego aktora, który wygłupia się na scenie i odgrywa rolę rockandrollowca. Ale gramy już dziesięć lat i przejechaliśmy Polskę wszerz i wzdłuż po kilkakroć. Mamy sporą grupę zatwardziałych fanów, którzy słuchają naszej muzyki, kupują płyty i znają piosenki na pamięć. I teraz przychodzą na koncerty po prostu dla muzyki zespołu Dr Misio. W tym roku zostaliśmy też docenieni przez branżę muzyczną nominacją do Fryderyków w kategorii najlepszy rockowy album. Jak się jest w gronie nominowanych zespołów takich jak Hey czy Coma to serce rośnie i wydaje się, że już nic nie musimy nikomu udowadniać.

Z jednej strony Dr Misio to jest muzyka w pewien sposób zaangażowana, mówiąca o kwestiach ważnych i społecznych. Z drugiej strony mówi Pan o tym, żeby nie odczytywać tej twórczości zbyt bezpośrednio.

Kiedy stawialiśmy pierwsze kroki i zastanawialiśmy się czym tak naprawdę jest dla nas Dr Misio, co ma znaczyć ta zabawna nazwa zespołu w zderzeniu z rockandrollową muzyką, którą gramy. Wtedy wymyśliliśmy, że jest to „rock and roll bez przebaczenia”. Niedawno okazało się, że ta formuła jest warta pół miliona złotych.

Co to znaczy?

W programie „Milionerzy” padło pytanie za pół miliona: „Jaki zespół gra rock and rolla bez przebaczenia”. Czyli definicja muzyki, którą gramy weszła do języka potocznego. Ale nigdy nie zależało nam na okupowaniu list przebojów. Kiedy zaczniemy myśleć o naszych utworach jako potencjalnych hitach, będzie to początek końca zespołu Dr Misio. Bo najważniejsza dla nas jest wolność artystyczna. Nie mamy nad sobą żadnego producenta, reżysera, który nam mówi co i jak grać, albo jak się zachowywać. Chcemy zamykać się w sali prób i grać to, co nam siedzi w bebechach. A do tego grona zapraszamy wszystkich, którzy mają podobny rodzaj wrażliwości i energii. Niech wbijają do naszej paczki i stają się naszymi kumplami.

Rozmawiał: Jacek Słowik, „Głos Dwubrzeża”

« »
© Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi Kazimierz Dolny Janowiec nad Wisłą
Projekt i realizacja: Tomasz Żewłakow